Porażka Radwańskiej w Sydney – kontrolowana?

Agnieszka Radwańska
Foto: Apia Sydney

Agnieszka Radwańska nie obroni tytułu Premier w Sydney. W meczu drugiej rundy Polka przegrała z Amerykanką Bethanie Mattek-Sands (48 WTA) 5-7 2-6. W pierwszej rundzie miała wolny los.

Z pierwszych czternastu piłek aż trzynaście powędrowało na konto Polki, ale w tenisie wszystko zmienia się jak w kalejdoskopie. Radwańska nie rozegrała dobrych zawodów. To Mattek-Sands była stroną dominującą i trafiającą w kort Krakowianka tylko odgrywała piłkę.

Skrót z meczu:

Porażka Radwańskiej w Sydney nie musi jednak oznaczać katastrofy w Australian Open. W zapowiedzi turniejowej uprzedzaliśmy o takiej ewentualności. Od wielu lat czołowe zawodniczki albo opuszczają turnieje przed szlemami, albo zjawiają się, grają jeden-dwa mecze, kasują czek za tzw. „startowe” (kilkadziesiąt, nawet kilkaset tysięcy dolarów) i jadą na imprezę docelową. Agnieszce dotychczas zarzucano, że się w tych turniejach niepotrzebnie szarpie.

W zeszłym roku w Eastbourne biegała jak mucha w smole i odpadła z Jamie Hampton, a po kilku dniach na kortach wimbledońskich ruszała się nagle jak rącza sarenka.

Dlatego trudno jest oceniać jej przygotowanie do sezonu. Sama Polka powiedziała w wywiadzie, że np. w meczu Pucharu Hopmana z Alize Cornet się oszczędzała. Na konferencji po przegranej z Bethanie Mattek-Sands też nie wyglądała na przesadnie zmartwioną.

„Ona grała bardzo agresywnie. Czy to był mój drugi, czy pierwszy serwis, ona atakowała i trafiała. Za tydzień jest nowe rozdanie. Uważam, że będę miała swoją szansę w Melbourne. Nikt w tenisie nie jest w stanie wygrywać wszystkiego po kolei. No, może jednostki *uśmiech*” – powiedziała Radwańska.

Wszelkie oceny zostawiamy sobie zatem na czas po szlemie. O ile Polka nie trafi na swoje „ulubione” Kuzniecową, Safarovą, Cetkovską itp., to ćwierćfinał w dalszym ciągu ma w zasięgu ręki. Nawet tej kontuzjowanej. Mógłby to nawet być półfinał, ale zamiana pozycjami z Li Na w końcówce ubiegłego sezonu zdecyduje o niższym rozstawieniu i wcześniejszym wpadnięciu na np. Serenę Williams.

Z turniejem w Auckland pożegnał się Michał Przysiężny. Polak zanotował drugą porażkę w karierze z nieobliczalnym Franuzem Benoitem Paire – 4-6 2-6.

Polacy przegrywali również w deblu. Łukasz Kubot i Robert Lindstedt (Szwecja) ulegli braciom Bryanom 3-6 6-7(5), a Jerzy Janowicz i Maks Mirnyj (Białoruś) nie sprostali Joao Sousie i Lukasowi Rosolowi. Przegrali mimo matchpointów: 6-4 6-7(7) 9-11.

Jerzy Janowicz wystąpi jeszcze w singlu. Zgodnie z przewidywaniami, jego przeciwnikiem będzie Aleksander Dołgopołow z Ukrainy (55 ATP). Na pewno warto zarwać noc dla takiego meczu. Obaj potrafią zagrać bardzo widowiskowo.