Janowicz wygrywa po morderczym boju, ból stopy potrwa miesiąc
Rok temu Australian Open zapisało się w historii polskiego tenisa słynnym „How many times???” w wykonaniu Jerzego Janowicza i jego ambitną walką do samego końca z Somdevem Devvarmanem. Polak wygrał ten mecz ze stanu 0-2, mimo wyjątkowo dobrze broniącego rywala i nienajlepszego kompletu sędziowskiego, mylącego się na niekorzyść obu graczy.
W tym roku rywalem Janowicza był Jordan Thompson, 19-latek, numer 319 ATP, ale zarazem jedna z większych nadziei Australii. Podczas pokazówki rozegranej w zeszłym tygodniu Thompson wygrał z Juanem Monaco i napsuł innym gwiazdom tyle krwi, co Panfil w Pucharze Hopmana. Jerzy tymczasem zaprezentował w Sydney obraz nędzy i rozpaczy po skromnych przygotowaniach do sezonu – z powodu pękniętej trzeszczki w stopie.
„W pierwszym secie nie wiedziałem, co mam robić. Jak mam biegać, gdzie mam biegać. Jak się nie trenuje, to nie da się zagrać dobrego meczu. Tak jakbym wyszedł na kort po ostrym melanżu” – Janowicz opowiadał w Melbourne komentatrowi polskiego Eurosportu, Łukaszowi Przybyłowiczowi.
Thompson był nastawiony bojowo do spotkania. Bardzo dobrze się ruszał. Wygrał dwie pierwsze partie 6-1 6-4. Janowicz popełnił masę błędów (64 niewymuszone w całym meczu, chociaż przy 62 winnerach ten bilans nie wygląda aż tak tragicznie). Kiedy nie wchodził serwis, gra wyglądała gorzej. Na przestrzeni całego pojedynku Janowicz wygrał 72% punktów po trafionych pierwszych serwisach.
Polak zdawał sobie sprawę, że mecz jest wciąż sprawą otwartą, bo w drugim secie już mu się grało lepiej niż w pierwszym. Poprosił na kort fizjoterapeutę i kontynuował wkręcanie się w pojedynek. Jednocześnie niedoświadczony Australijczyk słabł w oczach. Janowicz również to zobaczył, nastawił się na walkę, i wygrał pozostałe sety 6-4 6-2 6-1.
Tenisista z Łodzi jest nawet zadowolony z możliwości rozegrania dłuższego pojedynku, bo dzięki temu mógł się rozruszać. O mecz z Hiszpanem Pablo Andujarem nie możemy być jednak wciąż spokojni. Przewidywania są takie, że ból stopy potrwa jeszcze przynajmniej miesiąc.
Pięciosetowy pojedynek rozgrywał też Łukasz Kubot. Tu niestety nie było happy endu. Polak prowadził z dowiadczonym Nikołajem Dawidienką 6-3 3-6 6-3 i zaczął się uskarżać na zawroty głowy na położonym w pełnym słońcu korcie. Według korespondenta Eurosport.onet.pl, wzywał na kort lekarza, który dokonywał pomiaru ciśnienia naszego tenisisty.
Dawidienko kontrolował pozostałe dwie partie i wygrał je 6-3 6-4. Podobno Kubot zagrał niezły mecz, ale nie wytrzymał końcówki fizycznie i grał ją bardziej siłą inercji.
Dzisiaj na kort wyjdzie Agnieszka Radwańska. Zagra na Hisense Arena, jako trzecia od godziny 1.00 naszego czasu. Biorąc pod uwagę, że przed nią grają Woźniacka z Dominguez Lino i Tsonga z Volandrim, mecz Polki zacznie się w okolicach 4-5 rano.
Na jednym z ważniejszych obiektów (Margaret Court Arena) pojawi się też Katarzyna Piter. Jej przeciwniczką będzie Simona Halep, a pojedynek rozpocznie się o 1 rano. O tej samej godzinie na korcie nr 5 zjawi się Michał Przysiężny i zagra z Horacio Zeballosem.