sport (13)Zgrzani i mokrzy od rosy przedzieramy się przez wierzbowy gąszcz, przez kłębowisko ożyn i powojników, przez zasieki pokrzyw, żeby nagle stanąć w zakątku wygodnie przestronnym, łagodnie zacienionym, odgrodzonym od reszty świata zieloną kurtyną chłodu i cudownej samotności. Rzeka też łaskawa: udostępnia się, ukazując obszerne zakole w oprawie starych drzew wspaniale otwarte i czyste. Woda przemyka żwawo, czasami zawraca luźnym zawijasem. W takiej chwili spływa na nas radość. Przynaglani nadzieją i łowieckim podnieceniem rozbebeszamy plecak, montujemy podbierak i wędkę. Spławik ustawiamy wysoko, na miarę przypuszczalnej głębokości zakola, na poziomie nadziei. Robimy pierwszy wyrzut i… wszystko się wali: uwodzicielsko piękne kolano rzeki okazuje się płytki?, jałowe, kiełbikowo – jelcowe. Piasek pod metrem wody. Zbankrutowane marzenie o leszczu ustępuje najpierw miejsca zniechęceniu, ale zaraz potem przychodzi myśl: dlaczego właściwie tu jest płytko?! I następne pytanie: w jaki sposób bez wstępnych przymiarek i tracenia czasu, według jakich cech zewnętrznych rozpoznawać głębokość toni pod zwierciadłem, jeżeli się nie chce paść po raz drugi ofiarą złudzenia?

Więcej o…
Szukając sposobów oceniania ?na oko” głębokości poszczególnych odcinków rzeki, z góry uwalniamy się od wymogów dokładności. Chodzi nam tylko o orientacyjne dane, wystarczające dla wędkarskich potrzeb. Pierwszy ze sposobów polega na obserwacji małych strug i strumieni, których przejrzystość pozwala podglądać je do dna. Traktujemy je po prostu jak modele dużych rzek. Rezultaty obserwacji przenosimy na zasadzie podobieństwa na duże rzeki. Oczywiście, taki model nie nauczy wszystkiego, ale wielu tajemnic rzecznego koryta pozwoli się prawidłowo domyślić. Poza tym dynamika płynącej wody jest zjawiskiem tak skomplikowanym, że do modeli uciekają nawet uczeni hydrolodzy. Slalomy głównego nurtu i koryta. Prawo stałego przepływu świadczyłoby nam największe usługi, gdyby rzeki płynęły po liniach prostych. W naturze jednak rzadko tak bywa, od dawna też kanał wodny przestał służyć za ideał formy dla rzeki uregulowanej. W rezultacie, nawet ujarzmione przez człowieka, toczą swe wody naturalnymi zakolami. Jeszcze swobodniej czynią to rzeki wolne. Czy jednak rzeczywiście tak wolne i tak swobodne, jak myślimy? Ich swoboda należy do złudzeń i pozorów, wszystkie malownicze i pełne fantazji zakręty są na nich w istocie wymuszone. Gdyby mogły swobodnie decydować o własnej drodze, realizowałyby smutny ideał kanału rozpiętego wzdłuż geometrycznej prostej między źródłem a ujściem.