Australian Open 2014 – zapowiedź turnieju kobiet

 

Ekscytujące pojedynki na najwyższym sportowym poziomie, próby pobijania kolejnych rekordów, dwa tygodnie nieprzespanych nocy oraz niewiarygodne, dochodzące do 50 stopni, upały. To wszystko (i wiele, wiele więcej) rozpocznie się już w najbliższy poniedziałek, kiedy odbędzie się oficjalne otwarcie Australian Open.

Po dwóch tygodniach rozgrzewki przekonamy się o faktycznym stanie kobiecego tenisa u progu 2014 roku. Kto najlepiej przygotował się do sezonu? Kto dokonał największych postępów? Na kogo najlepiej wpłynęły roszady trenerskie? Wszystko zweryfikują dwa najbliższe tygodnie.

Po pierwsze skalpy w nowym sezonie zdążyły już sięgnąć: trzy faworytki – Serena Williams, Na Li i Ana Ivanović oraz dwie niespodzianki – Garbine Muguruza i Cwetana Pironkowa. Swoje zrobiły też Maria Szarapowa i Viktoria Azarenka. Pierwsza czwórka rankingu ma niewątpliwie największe szanse na ulokowanie w półfinałach, ale przypomnijmy, że w żadnym zeszłorocznym turnieju z cyklu Wielkiego Szlema nie zameldowały się cztery najwyżej rozstawione zawodniczki.

Drabinka

Patrząc na drabinkę Sereny Williams wydaje się, że jedyną przeszkodą w dotarciu do finału może być kontuzja i powtórka z zeszłego roku. W innym przypadku trudno sobie bowiem wyobrazić, aby mogła przegrać we wcześniejszej fazie: nastoletnia Ashleigh Barty nieźle rozpoczęła sezon (cztery wygrane w Brisbane i kontuzja), ale w jedynym do tej pory rozgrywanym spotkaniu z zawodniczką z czołowej dziesiątki ugrały zaledwie trzy gemy.

Trudno oczekiwać, by tym razem udało się wiele więcej, ale i tak będzie bohaterką pierwszego dnia. Dużo więcej do powiedzenia nie powinna mieć również Vesna Dolonc – papierowa faworytka w starciu z Larą Arruabarreną czy ewentualnie w III rundzie Dani Hantuchova, która w obecnej dyspozycji może mieć trudności w pokonaniu Heather Watson.

Znacznie ciekawiej prezentuje się kolejny sektor, gdzie znalazła się jedna z najbardziej interesujących par pierwszej rundy: wieczna faworytka gospodarzy Sam Stosur i Klara Zakopalova. Obie spotkały się w półfinale zakończonego dziś turnieju w Hobart, gdzie Czeszka wygrała dość łatwo w dwóch setach. Jednak nie sposób powiedzieć, czy Australijka wyciągnie wnioski z porażki czy ponownie ulegnie niemocy na rodzimej ziemi.

Na zwyciężczynię tego spotkania może czekać najszczęśliwsza tenisistka ostatnich dni – wspomniana Pironkowa. Bułgarka po mizernym zeszłorocznym sezonie (wyłączając standardowo Wimbledon) wreszcie spełniła część pokładanych w niej nadziei. Jak to się jednak przełoży na turniej w Melbourne? Maraton z Sydney ciągle w kościach, a na potencjalnej drodze Stosur, Ivanović… i Serena Williams. Oby nie skończyło się na Soler-Espinozie.

Równie podbudowana sukcesem z Auckland będzie też Ana Ivanović, która gdyby nie trafiła potencjalnie w czwartej rundzie na Serenę, mogłaby myśleć o czymś znacznie więcej, niż powtórzeniu wyniku z dwóch ostatnich lat.

Dolna część tej ćwiartki wygląda na najbardziej enigmatyczną. Rozstawione w niej zawodniczki prezentują się jak do tej pory albo słabo (Errani, Vinci) albo przeciętnie (Flipkens, Bouchard). Co sprawia, że bardzo łatwo tu o niespodzianki, szczególnie że obrodziło tu w największe tenisowe nadzieje (Keys, Robson, Bouchard), jak i doświadczone gwiazdy (Zheng, Zwonariowa).

Kto z tej konfrontacji wyjdzie obronną ręką? Jeśli tylko zdrowie dopisze Laurze Robson, a swoje zrobią Keys i Bouchard, to młodsze pokolenie może zdominować tą cześć drabinki, a któraś z nich osiągnąć wynik życia i spróbować pokrzyżować szyki Serenie w ćwierćfinale.

Drugą, na papierze najbardziej wyrównaną, ćwiartkę otwiera zeszłoroczna finalistka – Na Li. Chinka nie miała szczęścia w losowaniu i będzie musiała odpierać ataki nieopierzonych pretendentek w osobach Any Konjuh i być może Belindy Bencić, by następnie zneutralizować bezpardonową ofensywę – prawdopodobnie – Lucie Safarovej, Sabiny Lisickiej (chyba, że Bine nie wyleczyła jeszcze kaca) i w ewentualnym ćwierćfinale – Petry Kvitovej. Co gorsza, chęć powtórzenia zeszłorocznego wyniku niesie ze sobą konieczność dokonania wręcz niemożliwego – pokonania samej Sereny.

Warto odnotować, iż w przypadku wczesnego odpadnięcia Chinka może przesunąć się w rankingu nawet na 6. miejsce. Postarać się o to powinna przede wszystkim Petra Kvitova, która będzie zdecydowaną faworytką w trzech pierwszych rundach (Kumkhum, Barthel, Pennetta), choć zapewne wszyscy pamiętamy słynne twierdzenie Kvitovej: im pozornie łatwiejsza zawodniczka, tym łatwiej o porażkę. Oczywiście na pewno postawić w czwartej rundzie będzie się chciała Angie Kerber, która ma dość komfortowy początek, ale nigdy w Australii nie zrobiła dużego wyniku.
petra kvitova australian open

Petra Kvitova w Australii
Foto: Twitter Petry

Trzecią ćwiartkę otwiera Jelena Janković, która przed turniejem ‚zapowiedziała’ zdetronizowanie liderki rankingu. Głównym problemem w tym śmiałym twierdzeniu może być jednak fakt, że Serbka musi dojść najpierw do finału. Ale o ile pierwsze rundy powinna pokonać bezproblemowo (choć Petković może być niezwykle groźna), o tyle w kolejnych rundach zaczną się schody.

Czwarta runda to na papierze objawienie zeszłego sezonu – Halep, która jednak szybko odpadła z Sydney i jej forma po zmianie trenera jej dużą niewiadomą, na co liczą również polscy fani Kasi Piter. Podobnie jak ewentualny ćwierćfinał z Marią Szarapową. Rosjanka niby ładnie walczyła w Brisbane z Sereną, ale była też niewyraźna z Kanepi. Co więcej, już w pierwszej rundzie mogą ją spotkać duże problemy ze strony Mattek-Sands, o czym niedawno przekonała się Agnieszka Radwańska.

Ostatnią częścią drabinki żyją najwięcej przede wszystkim polscy fani tenisa. O potencjalnych rywalkach Agnieszki można przeczytać w sąsiednim tekście, więc warto spojrzeć na inne spotkania: świetnie zapowiada się już pierwszorundowe starcie Kanepi z Muguruzą. Obie dziewczyny nieźle prezentują się na początku roku i szkoda, że jedna z nich tak szybko pożegna się z turniejem. Zwyciężczyni tego spotkania może jeszcze wiele namieszać i dotrzeć nawet do czwartej rundy, bowiem nieodgadniona pozostaje dyspozycja Karoliny Woźniackiej, która szybko odpadła z Sydney, a w myślach częściej niż tenis pojawia się zapewne Rory McIlroy.

Zdecydowanie trudniej natomiast przewidzieć konfrontacje w dwóch ostatnich sektorach drabinki. Zeszłoroczna sensacja – Sloane Stephens, doświadczona i utytułowana Swieta Kuzniecowa (i w sumie też zeszłoroczna sensacja), oraz – zeszłoroczna zwyciężczyni (już mniej sensacyjna) – Vika Azarenka. Niestety po drodze z powodu kontuzji odpadła już jedna z potencjalnych rywalek Viki – Jamie Hampton. Tym samym znacznie ułatwiając drogę do obrony tytułu Białorusince. Mimo wszystko trudno uwierzyć w kolejny renesans formy Kuzniecowej i powtórkę w wydaniu Sloane. Vika prezentując nawet dość powszednią formę z Brisbane pozostaje poza zasięgiem rywalek, a nawet jeśli przyjdą jakieś kłopoty zawsze pozostaje pod ręką medical. A przynajmniej do półfinału z Szarapową.

Niespodzianki

Pisząc o niespodziankach w obecnych realiach kobiecego tenisa, ma się przede wszystkim na myśli wygranie trzech-czterech spotkań przez mniej utytułowaną, mało popularną zawodniczkę z niższym rankingiem. Status quo i przepaść dzieląca najlepsze zawodniczki od ‚reszty świata’ sprawia, że powtórzenie Wimbledonu 2013 jest równie prawdopodobne jak dzika karta dla reprezentacji Polski na Mistrzostwa Świata w Brazylii.
laura robson australian open

Laura Robson
Foto: Fiona Hamilton, ausopen.com

Dlatego też doszukując się potencjalnych niespodzianek, jednocześnie wróżę im osiągnięcie ewentualnego ćwierćfinału. Taką szansę ma niewątpliwie któraś z duetu Laura Robson (ewentualnie Keys) – Eugenie Bouchard. Dzięki dobrej drabince i przy indolencji doświadczonych Włoszek, jedna z przyjaciółek może dotrwać do pojedynku z Sereną Williams. A przypomnijmy, że Kanadyjce w zeszłym roku udało się urwać seta Amerykance.

Oczywiście nie byłaby to ”megasensacja”, w końcu mówimy tu praktycznie o dwóch największych nadziejach WTA, ale jednak żadna z nich do tej pory nie może pochwalić się szczególnie wyjątkowym wynikiem w Szlemie. Podobnie w przypadku Stefanie Voegele. Solidna Szwajcarka znalazła się w sektorze m.in. z Domi Cibulkovą i Carlą Suarez-Navarro. Jeśli zagra na takim poziomie i z taką determinacją jak w Brisbane, to wcale nie będzie stała na straconej pozycji.

A w czwartej rundzie może czekać ją nagroda w postaci pojedynku z Marią Szarapową. Również wspomniana Muguruza, która ma już na koncie zwycięstwo nad Karoliną Woźniacką, robi coraz większe postępy. Oczywiście mam nadzieję, że to tylko ułamek z potencjalnych niespodzianek, które choć w niewielkim stopniu osłodzą, odświeżą i dodadzą kolorytu skostniałej nieco strukturze WTA.