Australian Open 2014: analiza drabinki mężczyzn

Znamy już pary otwarcia zmagań singlistów, pierwszego w tym roku tenisowego święta, czyli Australian Open. W związku z tym postaramy się dla Was przeanalizować wykreowane drabinki. Nathii pisała o naszych tenisistach, ich szansach i przeciwnikach (link), ja natomiast dokonam oceny ścieżki do końcowego zwycięstwa najwyżej rozstawionych zawodników.

Na górze drabinki najbardziej straszył będzie lider rankingu Rafa Nadal. Dolosowano mu na starcie Bernarda Tomicia (na zdjęciu), czyli (do niedawna?) wielką nadzieję Australijczyków.
bernard tomic

Bernard Tomic

Tomić, który w swojej karierze do tej pory w AO nie odpadał przed drugą rundą, ma teraz wielkiego pecha. Zapowiada się, że do pierwszego razu dojdzie właśnie w tej edycji, nikłe są bowiem jego szanse w starciu z Hiszpanem.

Kolejnym rywalem Rafy powinien być Gael Monfils, jednak będą chcieli mu w tym przeszkodzić najpierw Ryan Harrison, a następnie zwycięzca pary Sock/Kamke. Kto, by to nie był, Nadal powinien z nim spokojnie się rozprawić.

W trzeciej rundzie jest prawdopodobne, że Rafa będzie musiał ponownie sprawić przykrość gospodarzom. Na rozkładzie może być będący w niezłej formie Lleyton Hewitt, ale niewykluczone, że przy dobrych wiatrach będzie to jego kolega z drużyny Marinko Matosević. Ten drugi musiałby wcześniej pokonać Nishikoriego, który dwa lata temu doszedł tutaj do ćwierćfinału, a w ubiegłym roku był w czwartej rundzie. Marinko za to, nigdy jeszcze poza pierwszą rundę w singlu nie wychylił się.

Hewitt stanie do boju z Andreasem Seppim, który również nie jest bez szans. Często Seppi w turniejach wielkoszlemowych jest zmuszany grać pięć setów. Kto wie, czy z Hewittem nie będzie inaczej. Najpewniej jest zatem napisać: Hewitt/Nishikori/Seppi.

Nadal większe kłopoty powinien odczuć od czwartej rundy. Chciałbym wierzyć w to, że sprawi je Juan Martin Del Potro. Jeśli nie on, to najprawdopodobniej Milos Raonić. I jeśli nie wielkie kłopoty, to chociaż problemy. Australian Open nie jest ulubionym turniejem Argentyńczyka, ale mimo wszystko to korty twarde, na których Del Potro potrafi zachwycać. Zacieram ręce na ewentualny pojedynek Hiszpana z Juanem Martinem.

DelPo do tej pory grał na AO w kratkę. Osiągnął dwa ćwierćfinały (2009 i 2012), ale w ubiegłym roku potrafił przegrać z Jeremym Chardy’m. Teraz na początek dostaje kwalifikanta, później najpewniej Bautistę-Aguta. W trzeciej rundzie ciężko kogokolwiek wskazać. Być może będzie to młody reprezentant gospodarzy Nick Kyrgios.

W każdym razie Del Potro powinien przejść tych trzech przeciwników gładko. Oby tylko dopisywało mu zdrowie, bo w Sydney w drodze po tytuł jednak rozegrał kilka pojedynków. W czwartej rundzie czeka Argentyńczyka pierwsze poważne zadanie, czyli Milos Raonić.

Druga ćwiartka to Andy Murray i Roger Federer (para półfinałowa z ubiegłego roku). Jeśli ktoś miałby im przeszkodzić w dobraniu się tym razem w parę ćwierćfinałową, to w pierwszym wypadku Philip Kohlschreiber/John Isner, a w drugim Fernando Verdasco/Jo-Wilfried Tsonga.

Szkot zacznie zmagania od spotkania z Go Soedą przebrnie później przez zwycięzcę pary kwalifikantów, odprawi kolejnego rywala (może nim być Feliciano Lopez), by w czwartej rundzie spotkać się z Big Johnem lub Niemcem Kohlschreiberem. Chcielibyśmy, by znalazł się tam Michał Przysiężny…

Trudniejsze zadanie będzie miał Roger. Może nie na samym początku, bo tam James Duckworth i Stepanek, ale Verdasco w trzeciej rundzie, czy Tsonga w czwartej, to już nie przelewki. Zarówno Hiszpan, jak i Francuz, najlepsze swoje wyniki wielkoszlemowe osiągali właśnie tutaj w Australii.

Przypomnijmy, że Fernando w 2009 roku grał tu tenis życia, gdzie zatrzymał go dopiero w półfinale rodak, Rafa Nadal (z drogi musiał mu zejść m.in. Tsonga, Murray, a w pierwszym trzech rundach stracił łącznie 12 gemów). Jo-Wilfried rok wcześniej sprawił tutaj największą niespodziankę dochodząc do finału. Przegrał tam z Novakiem Djokoviciem, ale w półfinale wygrałem z samym Nadalem i to 6-2, 6-3, 6-2. Oczywiście te czasy minęły, a Verdasco do tamtej formy ma bardzo daleko. Tsonga w ubiegłym roku był tutaj bliski wygrania w ćwierćfinale ze Szwajcarem. Jeśli zdrowie pozwoli…

U góry powinien zdominować kolejną ćwiartkę Tomas Berdych. Drogę ma stosunkowo łatwą, ale nie wolną od wybojów. Jeśli trafiłby w trzeciej rundzie na Ivo Karlovicia (Chorwat może nawet nie wygrać w pierwszej rundzie z rodakiem Ivanem Dodigiem), to miałby okazję na rewanż za ostatnią porażkę w Doha. Poza tym w jego części jest jeszcze Kevin Anderson, z którym wygrał tutaj w ubiegłym roku w czwartej rundzie, oraz chociażby Tommy Haas.

Obok Berdycha w tej ćwiartce faworytem jest David Ferrer – dwukrotny półfinalista AO. Mimo, że nie jest w najwyższej formie, to wydaje się, że ćwierćfinał jest jak najbardziej w jego zasięgu. Na dobry początek – Alejandro Gonzalez, później Steve Johnson/Adrian Mannarino, Chardy/Dołgopołow, Jużny/Janowicz. Wygląda to na papierze nawet ciekawie, ale Ferrer jak to ma w zwyczaju, pewnie wyląduje bez szwanku na czterech łapach.

I na samym dole najprawdopodobniej wielki hit, powtórka z ubiegłego roku, czyli Wawrinka-Djoković. Stan the Man drogę do tego ćwierćfinału ma otwartą. Kolejno Gołubiew, Falla/Kukuszkin, Vasek Pospisil (chociaż nie lekceważyłbym Grotha) i na końcu Gasquet.

Novak Djoković ma zadanie teoretycznie najłatwiejsze. Najpierw Lacko, później Leonardo Mayer/Montanes, Tursunov/Baghdatis, Gulbis/Fognini. Zapewne Gulbis w formie to nie jest przeciwnik wygodny dla żadnego zawodnika, ale ambicje Nole sięgają tytułu i powinien sobie spokojnie poradzić.

Zapowiada się, że ćwierćfinały będą tworzyli najwyżej rozstawieni: Nadal-Del Potro, Murray-Federer, Berdych-Ferrer, Wawrinka-Djoković.